Mówiła o sobie, że jest architektem bez dyplomu i projektantem bez wykształcenia. Mimo tego w ciągu swojego długiego życia stworzyła jedne z najistotniejszych dzieł XX wieku. Stała się ikoną modernizmu, która miała wyjątkowe podejście do procesu tworzenia. Spod jej rąk wychodziły arcydzieła, choć sama podkreślała, że początkowo nie miała ani wiedzy, ani doświadczenia. Współpracowała z wieloma wspaniałymi artystami tamtych czasów. Aby coś stworzyć, najpierw trzeba wszystko zakwestionować – mawiała Eileen Gray.
Kobieta o złotych rękach
Eileen nie bez powodu nazywana jest pionierką swojej epoki. Dokonała bardzo wielu osiągnięć! Niektórzy twierdzą, że jako pierwsza przełożyła myśl modernistyczną także na przedmioty codziennego użytku, a nie tylko architekturę. Wszystko tworzyła w niepowtarzalny sposób. Gray oczywiście była zwolenniczką prostoty i użyteczności, ale do swoich projektów wprowadzała też delikatność i harmonię. Niektórzy nawet mówią o spojrzeniu kobiecym, które narodziło się z opozycji względem postrzegania męskiego. Wizytówką nowego punktu widzenia była wrażliwa perspektywa na świat. Projektantka twardo stała na stanowisku, że dom jest muszlą człowieka – a ten powinien czuć się w niej dobrze. Dlatego planowała w taki sposób, by wnętrze dawało poczucie przytulności i relaksu.
Była mistrzynią we wszystkim, za co się zabierała – sztukę tworzenia lakierowanych przedmiotów opanowała do perfekcji, z podróży do Maroka przywiozła pasję do tkactwa, która zaowocowała wspaniałymi projektami, a jej pierwsze w życiu dzieło architektoniczne zostało okrzyknięte cudem modernizmu!
Od nieznaczącego szczegółu do zachwycenia ogółu
Eileen urodziła się w 1878 r. w arystokratycznej, irlandzkiej rodzinie. Jej ojciec zajmował się malarstwem, i choć sam nie był rozpoznawalnym artystą, utrzymywał kontakty z ważnymi postaciami tamtego czasu. Dziewczynka podłapała smykałkę do tworzenia dzięki niemu – mężczyzna zachęcił córkę do rysunku i malowania. Tak rozpoczęła się przygoda Eileen ze sztuką.
Początkowo chodziła do szkoły w Dreźnie. Większy wpływ na jej edukację miały jednak prywatne tutorki, które równolegle dbały o Eileen. Pierwszą szkołą, która ją ukształtowała w kierunku projektowania, była Slade School of Fine Arts – uczelnia artystyczna o światowej renomie. Doskonale wiemy, że na nas – współczesnych – ta informacja nie robi żadnego wrażenia, coby nie szepnąć, że wręcz przynudza. Wspominamy o tym jednak z bardzo ważnego powodu – Eileen Gray stała się pierwszą kobietą, jaką dopuszczono do tej szkoły! Droga na szczyt nie była prosta. Jako kobieta musiała przebyć o wiele trudniejszą podróż, by w ogóle była brana pod uwagę jako znacząca artystka. Eileen nigdy się nie poddała, a kiedy w tym samym roku odwiedziła Wystawę Światową w Paryżu – nie było mowy o porzuceniu marzeń ze względu na swoją płeć. Nie mogła odwrócić oczu od nowinek technologicznych, jakie wtedy ujrzała. Przede wszystkim oczy te od tej pory jaśniały za sprawą poczucia, że Paryż to miejsce, w którym może prowadzić życie, jakiego pragnęła – wolne, niezależne, zanurzone w sztuce. Ponoć tego dnia zanotowała, że przeszłość rzuca cień, a przyszłość światło.
W 80 dni dookoła świata?
Eileen w znacznym stopniu ukształtowały podróże. Pochodziła z Irlandii, jednak kształciła się w Londynie, a większość życia spędziła we Francji. Odwiedziła Maroko, skąd przywiozła pasję do tkactwa, a także Stany Zjednoczone, gdzie fascynowały ją drapacze chmur, wnętrza kajut oraz parowce. Widziała w nich przełamanie tradycji i otwarte drzwi do kreatywnej ekspresji twórczej. Dzięki tym wydarzeniom jej styl stał się jeszcze bardziej charakterystyczny, pełny i owocny.
Arachne XX wieku
Każda z tych podróży wniosła coś świeżego do życia architektki. W 1922 r. otworzyła swój własny sklep z meblami. Następnie, po rozwijającej podróży do Maroka, kupiła warsztat tkacki i zajęła się produkcją dywaników. Każdy z nich był indywidualnym, niepowtarzalnym projektem, bazującym na abstrakcyjnej geometrii. Tworząc, Gray pracowała na luksusowych materiałach, takich jak egzotyczne drewno, kość słoniowa i futra. W połowie lat 20. jej prace stały się bardziej minimalistyczne, będąc odbiciem jej rozwoju i zainteresowania w pracach Le Corbusiera i innych modernistów, którzy bardziej od ozdobności cenili użyteczność.
Pardon, Arachne i Dedal XX wieku
Gdzieś pośród innych sztuk rodzi się zainteresowanie architekturą. Do spróbowania zachęcił ją architekt i pisarz Jean Badovici, z którym Eileen była związana. Ponieważ jednak kobieta nie miała wcześniej doświadczenia w projektowaniu architektury, na początku brała udział w praktykach, dużo czytała oraz towarzyszyła partnerowi w wyjazdach. Pierwszy projekt jednak wciąż był przed nią.
E + J = <3
Finalnie przystąpiła do swojego dzieła – zaprojektowała dom o tajemniczej nazwie E-1027. E było inicjałem imienia architektki, 10 oznaczało J – inicjał Jeana, jej ukochanego, 2 od nazwiska mężczyzny oraz 7 od nazwiska Eileen. Każda liczba odpowiada kolejności danej litery w alfabecie łacińskim.
Budynek został okrzyknięty arcydziełem przez modernistycznych krytyków. Sama Eileen mówiła, że dom powstał z myślą o mężczyźnie, który lubi pracować, uprawiać sport oraz zapraszać gości. Nietrudno się domyślić, że zamieszkał w nim Jean.
Willa została zbudowana na planie litery L, miał płaski dach i okna na całej powierzchni ścian – od podłogi do sufitu. Był śnieżnobiały, kompaktowy, surowy i pozbawiony dekoracji, a w środku znajdowały się zaprojektowane przez Gray meble, mające zaoszczędzić przestrzeń. Były tak skupione na funkcjonalności, że Eileen zaprojektowała nawet… cylindryczny stolik do jedzenia w łóżku, dzięki któremu okruszki nie znajdowały się w pościeli. Musimy przyznać, że to wyjątkowo kuszące rozwiązanie. 🙂
Wielkie nieba!
Budowa domu została ukończona w 1929 roku. Niewiele później Eileen i Jean… rozstali się. Był to jednak dopiero początek dziwnych wydarzeń w życiu artystki. Badovici przyjaźnił się z Le Corbusierem, który sporo czasu spędzał w E-1027 nawet po rozstaniu pary. Le Corbusier był mile widziany, dopóki nie postanowił namalować murali na białych ścianach domu. Których tematem były nagie kobiety. Zrobił to dwukrotnie. I do tego nago! W 2013 roku krytyk Rowan Moore, analizując tę sytuację, doszedł do wniosku, że kierowała nim czysta zazdrość i niezrozumienie, jak kobieta mogła zaprojektować tak niesamowity budynek modernistyczny. Określił to także jako znaczenie terenu niczym pies. Mówi się także, że jeden z tych murali, zatytułowany Trzy Kobiety, był odpowiedzią na przebijające się w pracach Eileen kobiecość i pożądanie, a przez to w rzeczywistości miał być wytknięciem biseksualności artystki.
Le Corbusier był absolutnie szalony na punkcie dzieła. Próbował kupić dom, jednak kiedy okazało się, że nie jest w stanie tego zrobić, wybudował malutką chatkę na wschód od domu, skąd go podziwiał. Okazjonalnie pływał w morzu nieopodal obu projektów. Le Corbusier pozostał w tym miejscu do końca życia – podczas jednej z licznych kąpieli utonął na skutek zawału. Być może E-1027 był ostatnią rzeczą, którą zobaczył przed śmiercią. Jego obsesja doprowadziła do tego, że długo myślano, że to on w rzeczywistości był autorem projektu, a nie Gray! Jak widać, nic dziwnego, że zaprojektowany przez Eileen dom stał się tak sławny – ikona modernizmu to jedno, ale szalone historie przy okazji, to drugie…
Cisza jak makiem zasiał
Niestety nie był to koniec. W czasie drugiej wojny światowej sporo dzieł Gray – szkiców, notatek, rysunków – zniknęło pod zgliszczami bombardowanych miast. E-1027 został workiem treningowym niemieckich żołnierzy, którzy ćwiczyli na nim strzelanie do celu. Po tym o Eileen na długo zrobiło się cicho. Powróciła dopiero w 1967 r. dzięki historykowi, który wydał esej o jej życiu i twórczości. Mówi się, że za sprawą tej publikacji studenci zaczęli przychodzić pod dom Gray, by prosić ją o naukę pod jej okiem! W 1972 ruszyła pierwsza wystawa nazywająca ją pionierką designu, a rok później została odznaczona honorowym członkostwem w Royal Institute of the Architects of Ireland. W tym samym roku podpisała też kontrakt na reprodukcję Bibendum Chair i wielu innych dzieł.
A tak bardziej prywatnie…?
Pewnie zastanawiacie się, co wiemy o prywatnym życiu architektki. Tym niewyreżyserowanym, nie w blasku migawek. Poniżej kilka ciekawostek o artystce:
Mimo że pochodziła z Irlandii, w dorosłym życiu nigdy w niej nie mieszkała. Jak sama mówiła, nie ma korzeni, ale jeśli jakiekolwiek są, to zostały w Irlandii.
Ciekawą rzeczą jest również to, że Eileen była biseksualna. Jej długoletnim partnerem był Jean Badovici, rozeszli się jednak w 1932 roku. Następnie długi czas utrzymywała romantyczną relację z Marie-Louise Damien, sławną piosenkarką i aktorką. Wiadomo też, że była zaangażowana w towarzystwo lesbijskie tamtych czasów. Wydaje nam się to o tyle ważne, że w czasach, w jakich przyszło jej żyć, była to dodatkowa kula u nogi poza byciem kobietą. Tym większym podziwem darzymy fakt, że Eileen pomimo wszystkich przeszkód dopięła swego!
Najsłynniejsze prace
Czarna, lakierowana ścianka wykonana z drewna pierwotnie miała być przedłużeniem ściany i rozdzielać dużą przestrzeń tak, aby długie korytarze i pokoje mogły być korzystniej zagospodarowane. Ścianki były ruchome (funkcjonalnie, prawda?), ale jednocześnie stawały się teksturą ścian, czy wręcz piękną, subtelną rzeźbą.
The Tube House, czyli kto powiedział, że dom nie może być cylindryczny! Wbrew pozorom wcale nie był on taki zły – znalazła się przestrzeń na salon, łazienkę, kuchnię i nawet mniejszy pokój, a do środka wpadało dużo światła. Jego budowa była szybka i tania, dlatego projekt zyskał popularność, jako że można było go umieścić niemal wszędzie – czy wspominaliśmy już, że czasami dołączano mu kółka dla wygodnego przemieszczania?
Na pewno kojarzycie ludzika Michelina – to ten biały duszek z oponek. A wiedzieliście, że właśnie od niego wziął się najbardziej znany projekt Eileen, Bibendum Chair? Fotel wykonany był ze skóry i chromu. Miał być feministyczną odpowiedzią na projekt Le Corbusiera – the Grand Confort Chair. Eileen postanowiła uwydatnić delikatność formy, otulające, ale nie przytłaczające oponki, a także otwartość i mniej zabudowany kształt.
Jedenasta muza
Eileen Gray to dla nas niesamowita inspiracja pod każdym względem. Twórców modernistycznych, działających według bliskich nam wartości – takich jak funkcjonalność, minimalizm, nowatorskie podejście – było wielu. My natomiast podziwiamy to, jak projektantka nie żyła modernizmem, lecz sprawiła, to on wpasował się w jej spojrzenie na świat. Eileen wzięła założenia tego nurtu i wyprowadziła z nich coś własnego. Dodała do nich delikatność, subtelność, kobiecość oraz myśl, że przestrzeń powinna służyć swoim nastrojem człowiekowi i sprawiać, by ten dobrze się w niej czuł. Właśnie to pozwoliło tworzyć jej tak trafne, innowacyjne, a jednak czerpiące z korzeni i zachwycające prostotą projekty.
Bibe(ndum)
Hołdem w stronę tej urzekającej postaci jest zaprojektowana przez nas lampa Bibe. Jej kształt wzorowany jest na jednym z najznakomitszych dzieł Eileen – Bibendum Chair. Chcieliśmy uwydatnić w niej wszystkie charakterystyczne dla artystki cechy. Zdecydowaliśmy się na ponadczasowy, inspirowany oponkami fotela kształt klosza, który dzięki trójwarstwowemu szkłu opalowemu odpowiada za miękkie, delikatne światło. Lampę Bibe znajdziecie tutaj.
Wierzymy, że my też możemy być taką Eileen – czerpać z tego, co uważamy za wzorowe, lecz wyprowadzać z tego coś niepowtarzalnego i wyjątkowego. Coś, co będzie kojarzyło się tylko z nami. I coś, z czego będziemy mogli być dumni! 🙂
Tekst: Livia Sordyl
Źródła:
https://stars.library.ucf.edu/cgi/viewcontent.cgi?article=1001&context=arc3743-final
https://docomomojournal.com/index.php/journal/article/view/344/96