Inne

BATORY

kolekcja kinkietów Batory

Perła oceanu. Historia najpiękniejszego statku Polski

Nazywany pływającym salonem i ambasadą kultury polskiej, zachwycał podróżujących zapierającymi dech w piersiach wnętrzami w stylu art déco. MS Batory gościł najznamienitszą śmietankę towarzyską II RP. Żeglowali nim politycy, przedsiębiorcy, a także kupcy, słowem – arystokracja. Nie mogło też zabraknąć artystów, artystek, dziennikarzy i dziennikarek.

Statek od początku nastawiony był na luksusowe rejsy, w trakcie których gości byli zaopiekowani od pierwszego do ostatniego kroku na pokładzie. Batory miał kilka pięter wysokości, sale jadalne, parkiety do tańca, salony z wygodnymi sofami, trzy bary, a nawet basen, czytelnię, salę gimnastyczną, kino, cukiernię i piekarnię! Wystrój zachwycał najdrobniejszymi szczegółami, jednak nie było w nim przepychu, a lekka, nowoczesna elegancja. Poznajcie losy najznamienitszego polskiego okrętu.

Muzeum jeszcze za życia 

Batory był absolutnie wyjątkowy. Już na etapie projektu postanowiono, że wszystko na statku – od całokształtu wnętrz po najdrobniejsze szczegóły, takie jak karty menu i zdobienia na filiżankach – będzie zjawiskowe. Dlatego, choć Batorego zbudowali Włosi w stoczni Monfalcone, za aranżację przestrzeni odpowiedzialna była specjalnie powołana do tego celu Podkomisja Artystyczna. Jako artyści, architekci i profesorowie uczelni wyższych jednocześnie, Wojciech Jastrzębowski, Lech Niemojewski, Tadeusz Pruszkowski oraz Stanisław Brukalski zaprojektowali niezwykle spójne, lekkie i gustowne pomieszczenia. Zadbali nie tylko o wygląd salonów, ale także palarni, halli, kaplicy czy barów, przykładając ogromną uwagę także do pozornie mało istotnych detali, takich jak tkaniny obiciowe, abażury lamp oraz zastawę stołową według koncepcji Julii Keilowej, polskiej artystki, która wspomogła Podkomisję przy tworzeniu przedmiotów użytkowych. Ciężkie kotary, złocenia i lustra zostały zastąpione przez dekoracje Jana Cybisa, który wyrzeźbił w srebrzystej masie intrygujące postacie kobiece. Ściany natomiast ozdabiały obrazy namalowane przez Zofię Stryjeńską, spośród których zachowały się dwa portrety Syren z rozgwiazdą i z muszlą oraz jeden przedstawiający Syrenę czeszącą włosy. W czytelni z kolei można było podziwiać fotografie lotnicze polskich zabytków. Nawet książki były tam ręcznie oprawiane przez prof. ASP Bonawenturę Lenarta. Dopełnieniem całości były przedmioty wykonywane w najlepszych polskich fabrykach – obrusy pochodziły z Żyrardowa, porcelana z Ćmielowa, a szkło z huty Zawiercie.

Nie szata zdobi króla

Zgodnie z założeniami stylu art déco, funkcjonalność była równie istotna, co stylistyka. Mówi się, że Batory był pływającym miastem – oferował nie tylko przestrzenie rekreacyjne, ale także odpowiadał na codzienne potrzeby podróżujących. Na pokładzie znalazły się zatem szpital, garaż dla dwunastu samochodów, szewc, fryzjer, pralnia, piekarnia, masarnia, a nawet drukarnia.

Użyteczność była niemal dewizą Batorego, dlatego pierwsza podróż nie mogła być pusta. Jego debiutem morskim był rejs z Gdyni do Nowego Jorku przez Dubrovnik, Barcelonę, Casablankę, Maderę, Lizbonę i Londyn. Nie było także mowy, żeby Batorego nie ochrzcić – dlatego załoga i goście spędzili 21 dni i nocy na szampańskiej zabawie. Brały w niej udział najbardziej znane nazwiska polskiej kultury, polityki i rozrywki, takie jak Wojciech Kossak, Monika i Anna Żeromskie, Irena Eichlerówna czy Melchior Wańkowicz, który relacjonował pierwszą wyprawę statku w Polskim Radiu.

Największą gwiazdą natomiast był kapitan. Mówił kilkunastoma językami, koniak pił jak wodę i chyba był jedynym kapitanem w dziejach światowej żeglugi morskiej, który miał problem z urządzeniami nawigacyjnymi i wyznaczaniem pozycji statku 1. Eustazy Borkowski skradał serca innymi cechami. Był niezwykle towarzyską, gościnną osobą, a pasażerowie i pasażerki go uwielbiali. I trudno się temu dziwić – kapitan dla swoich gości zrobiłby wszystko. Włącznie z rejsami przy świetle księżyca, których jedynym celem była zabawa do białego rana, w trakcie której alkohol lał się strumieniami. To był sposób Borkowskiego na ominięcie wciąż obowiązującego w Stanach Zjednoczonych zakazu spożywania alkoholu. Wystarczyło uśmiechnąć się do kapitana, a on zabierał chętnych poza amerykańskie granice wód terytorialnych.

Wracaj szczęśliwie do domu

Niestety dobre chwile na pokładzie zostały gwałtownie ukrócone wybuchem II wojny światowej. Batory był na oceanie, kiedy druzgocząca wiadomość dotarła do Eustazego Borkowskiego. Kapitan zebrał pasażerów i pasażerki w salonie i ogłosił: Panie, Panowie, w dniu dzisiejszym wybuchła wojna. Hitler napadł na Polskę. Wiele osób, które tego dnia podróżowały statkiem, już nigdy nie wróciło do Polski, choć pobyt za granicą pierwotnie miał być krótki.

Batory jednak nie wrócić nie mógł. Na czas konfliktu został przemalowany na szaro, podwójne łóżka oficerskie zastąpiły luksusowe salony, meble i dzieła sztuki, a wnętrza wypełniły się amunicją. Służył jako okręt transportowy i desantowy, odbywając 59 podróży wojennych, w trakcie których przewiózł ponad 120 tys. osób. Batory po raz kolejny okazał się niesamowity – 6 lat okupacji niemieckiej przetrwał bez uszczerbku. Wielokrotnie omijał niemieckie okręty podwodne i był atakowany przez samoloty, jednak za każdym razem pociski go omijały. Wtedy narodził się przydomek, który został z nim do samego końca. Lucky Ship.

Dokąd fale poniosą

Po wojnie Batorego wyremontowano, przywracając piękne wnętrza, dawne kolory i turystyczny układ kabin. Statek wrócił na stare, dobrze znane trasy, jednak podróże nimi nie trwały długo. W trakcie zimnej wojny na pokładzie pojawiły się kontrowersyjne postacie, a załoga mierzyła się z podejrzeniami o transport broni atomowej. Na skutek tych wydarzeń Batory otrzymał zakaz wpływania do portu w Nowym Jorku, co zmusiło go do obrania innej drogi. Tą okazał się kurs z Gdyni do Bombaju. Statek bez problemu przystosowano do tropikalnych warunków, malując go na biało i montując wentylatory. W kuchni powitano kucharzy pochodzenia azjatyckiego, którzy gotowali najsmaczniejsze dania tych rejonów. W 1957 r. Batory powrócił w rodzinne strony i przez 12 lat realizował linię kanadyjską, regularnie wpływając do Montrealu. Jednym z powodów do utworzenia tej trasy było umożliwienie Polonii amerykańskiej podróży do ojczyzny i odwiedzenia bliskich.

Na zawsze w pamięci

Osoby, którym dane było płynąć legendarnym statkiem, wspominają Batorego z nostalgią. W czasie, gdy zawijał do najbardziej znanych portów, w Polsce można było jedynie pomarzyć o cytrusach i coca-coli. Na stołach zawsze były białe obrusy, sztućce, porcelana, a przy talerzach – zaprojektowane przez Podkomisję Artystyczną karty menu. Kuchnia wypełniona była żywnością po brzegi – na jedną podróż zabierano 15 tys. kg mięsa, 25 tys. kg ryb, 4 tys. kg warzyw i 15 tys. kg owoców. Batory gościł tak wiele osób jednocześnie, że konieczne było zainstalowanie w nim sit do cedzenia 60 porcji herbat jednocześnie czy maszyn, które przygotowywały jednorazowo 120 porcji lodów.

Luksusowe wnętrza i ogromne ilości znakomitego jedzenia nie miałyby znaczenia bez załogi, którą zapamiętano z najwyższym respektem dla jej nienagannej obsługi i dobrych wspomnień, które pasażerki i pasażerowie jej zawdzięczają. Na początku rejsu kapitan zapraszał wszystkich podróżujących na koktajl powitalny, w trakcie którego podawano dwa drinki do wyboru. Biały – czyli z wódką Collins – oraz czerwony na bazie wódki i wiśniówki, będący specjałem Batorego. Każda poszczególna osoba mogła liczyć na uścisk dłoni samego kapitana i oficerów. W ostatni dzień podróży z kolei zawsze odbywał się bal kapitański, na który czekali wszyscy goście i gościnie. Punktem kulminacyjnym wieczoru były płonące lody, nazywane bombą à la Batory. Kelnerzy i kelnerki maszerowali jedno po drugim z szerokim uśmiechem, wnosząc po ciemku wyrzeźbione w lodzie damy wodne, orły lub syreny, a w nich otoczone płomieniami lody cassate. Wszyscy jednogłośnie potrafili wymienić tylko jedną wadę – rejsy trwały zbyt krótko.

Wspomnienia jak żywe

Nie sposób opisać odczuć, jakie budził Batory. Najlepiej będzie poznać je z pierwszej ręki.

Jak statek odpływał, to chciałem jak najszybciej do tej Ameryki się dostać. Na statku każdy był wesoły, że się wyrwał. Na początku smutni byli i płakali, bo żegnali rodzinę, potem wyraz twarzy się zmieniał. Bo to było przeżycie, że na drugi ląd się płynie, do Ameryki, morzem.

Batory to był piękny statek. Mówili o nim, że był przystojny. Tam był oddech świata. Nawet zapach był światowy. Zapach amerykańskich papierosów, pomarańczy i dobrej zachodniej wody po goleniu.

Tak o ludzi dbali, że nikt tak nie będzie dbał. Tam ptasiego mleka nie brakowało. […]
Wyroby były takie, że człowiek nie wiedział, że to istnieje – co to jest i czym to jeść
.

Na wysokim poziomie rejs pod każdym względem. To był bardzo sympatyczny kurs. […] Emocjonalnie i fizycznie masz czas, żeby się przestawić. To taki czas podarowany. Ten statek był wolnością.

Powyższe, wzruszające cytaty pochodzą z wydanej w 2019 r. książki  Aleksandry Karkowskiej i Barbary Caillot Marsz, marsz BATORY. Poznaliśmy je dzięki opracowaniu Aleksandry Karkowskiej, które zamieściła na stronie Fundacji Niezła sztuka. Wielu ciekawych informacji dowiedzieliśmy się także z artykułu Anny Legierskiej oraz tekstu Barbary Męczykowskiej.

 

 

  1. Legierska, Lucky Ship, czyli o buncie, dezercji i miłości na “Batorym”, https://culture.pl/pl/artykul/lucky-ship-czyli-o-buncie-dezercji-i-milosci-na-batorym, [dostęp: 14.02.2024].

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.